Pages - Menu

czwartek, 27 lutego 2014

ekspresowe (?) podsumowanie

Nie jestem systematyczna ani utalentowana w pisaniu. Nie oszukujmy się nigdy nie będę blogerką publikującą codziennie, ba nawet raz na tydzień. W mojej głowie kłębi się oczywiście masa pomysłów, masa rozwiązań i rzeczy którymi chciałabym się podzielić, ale jak przychodzi do otwarcia blogera...zniechęcam się. Tak już mam :)

Podsumowanie ekspresowe... Tego co działo się ostatnio;

1. Detoks wodny przeszłam, o dziwo dałam radę rzadko odbiegając od przyjętej dla siebie normy. Było to świetnym doświadczeniem z kilku powodów: uzmysłowiłam sobie jak mało piję płynów i jaki to ma wpływ na mój organizm, nawodniłam go i moje nogi po raz pierwszy od kilku lat nie stanowiły papieru do pisania paznokciem, cera zaczęła się oczyszczać. Dziś niestety skóra znów woła o wodę, bo mimo że staram się nawadniać, nie pamiętam o standardowej dawce, zamieniając ją na kawę. Ale zaraz! Nie piję przynajmniej już coli w takich ilościach jak  przed detoksem... więc coś pozytywnego wyniosłam - puszka na dwa tygodnie to nie jest zły wynik :)
2. Wyzwanie Anwen przeszłam pomyślnie, pomijając jedynie dwa razy dawkę (nie dopilnowałam ubywającej ilości siemienia w słoiku). Finalny efekt to 3cm na paśmie kontrolnym. Dzień po zmierzeniu pozbyłam się ich u fryzjera. Zapuszczanie zaczynam od nowa, tym bardziej że większość moich włosów na głowie to już naturalki :)
3. Moje tygodniowe wyzwania staram się realizować, dwa razy przyznaję, dałam ciała...ale są przecież kolejne, a te mogę powtórzyć :)

Pora i na dawkę zdjęć:

Na Wolskiej jakiś czas temu odświeżyli galerię, carrefour wyprowadził się, a jego miejsce zajął nowy sklep. Nazwa pasująca do zdjęć - Galeria Kolor, przyjemnie było wieczorem wchodzić po schodach, które zmieniały kolor co kilka sekund. Dziś świateł już nie ma...ciekawe czemu

Jednym z moich postanowień na ten rok jest rozwijanie umiejętności kulinarnych, co najmniej raz w miesiącu staram się coś upiec. Po lewej- tarta cytrynowa- mega kwaśna ale oderwać się nie mogliśmy :) Prawe zdjęcie to aktualnie moja tapeta w telefonie - proces przygotowywania muffin. Żałuje że nie uwieczniłam zdjęć domowych czekoladek walentynkowych - według obdarowywanego były pyszne :)

 A propos prezentów- w walentynki dostałam niespodziankę w formie pysznego obiadu na uwielbianej przeze mnie ostatnio kaszy gryczanej, Toffiefee nie wytrzymały dwóch dni... Dostałam też przepiękna różę, niestety moja mama gdzieś zasłyszała że najlepiej przypalić koniec by trzymała dłużej świeżość... Nad ranem płatki smętnie zwisały z łodygi :( Dobrze, że pluszaki nie mają terminu przydatności.
Zegarek to wygrana w konkursie organizowanym przez firmę, jest naprawdę ładny ale jako że nie noszę tego typu biżuterii bardziej przyda się mamie.

Po detoksie wodnym doceniłam smak kawy i rozkoszuję się nią częściej:
 Na drugim zdjęciu dostrzegam serce. Mój chłopak jednak przewrotnie patrząc na fotkę zauważył jedynie pośladki :P

Nadal mam problem z określeniem moich włosów, bywa że są spuszone, proste jak druty, albo tak pofalowane jak na zdjęciu powyżej, a tego zygzaka obok to już w ogóle nie pojmuję...


I tak z ekspresowego podsumowania wyszło coś więcej niż espresso :)